sábado, 18 de junio de 2022

María Ángeles Pérez López (Valladolid, España, 1967)

 


Enhorabuena a María Ángeles Pérez López quien acaba de ganar el Premio Nacional de la Crítica Literaria en poesía castellana por el poemario Incendio mineral.


***

 ¿Y si eres nadie?
 Miras dentro de ti y solo hay un inmenso páramo en el que nada se oye. Ni siquiera la respiración agitada en el incendio de aquello que fuiste. ¿Adónde irás cargando tu vacío?
 Nada pesa lo que no tienes, pero no hay ligereza posible para ti porque el vacío te arrastra hacia sus pies. Ha arrasado con toda la flora, los días sin viento, las reservas de agua y de pardales. Quedan muchos más pájaros atrapados contra las vallas: vencejos, cormoranes, petirrojos. Un viejísimo albatros sacude su cabeza como si se hubiera atragantado con un mal verso. Entre ellos se disputan las raspas del sol y todos los poemas sobre ruiseñores o palomas que han sido capaces de digerir. Disputan también con quienes han quedado crucificados contra esas vallas, atrapados en la larga migración del hambre, de la guerra.
  Y mientras, tú sobre tu páramo vacío.
Te asomas con miedo al brocal de la boca y solo se ve un espejo negro que parece saludarte desde el fondo. También alguna mano de gente difusa tras tantas pantallas entreabiertas. Nada se oye sino la frugalidad de la desgana.
 A lo lejos, tal vez el agua pida que abras la puerta de tu cuerpo. ¿O vas a conformarte con ser páramo? ¿Eriazo que no habilitan las hormigas? ¿Pedregal que golpea con su sed?
 ¿Y si nadie somos todos? Pájaro perro, pájaro persona, población y polluelo enardecido. ¿Qué harás en el tránsito de las taxonomías?
 En ti están los cien mil caracteres hereditarios que te atan dulcemente a los demás, los tres mil millones de letras del genoma humano que has aprendido sin esfuerzo y silbas con felicidad al levantarte, veinticuatro de los noventa elementos químicos, todas las maletas que quedan extraviadas frente a las aduanas y las noches de Ítaca y Caronte.
 En ti, partículas lejanísimas de estrellas y otros parientes, piedras, peces, patronímicos, banderas deslucidas y otros trapos del dolor. Incluso meteoros en el festejo de la luz.
 Todos ellos te bendicen y completan.
 Bendicen cada una de las capas freáticas que alimentas con tu desesperación y tu amor radical a esta extrañeza que llamaron vivir, estar viviendo.
 Porque tú no eres suficiente para ti.
 Desconoces quién eres y no importa.
 De pronto apremian la vida y los tendones. De pronto estallan granos rojísimos de luz sobre la superficie torpe de tu lengua. Algunos estorninos los disputan y te besan con su canción de alambre.
 ¿Cómo dejar entonces que el día colisione? ¿Que haya personas aparcadas como muebles mientras viajan las mesas en primera?
 Alguna vez recibiste en herencia un baúl y una silla de esparto pero hoy todo ha sido arrasado por el fuego, hasta el flequillo que desordenó los días y la expiación y nota a lápiz del convenio laboral, mientras hay personas aparcadas como muebles y están dentro de ti, son tu apellido. Con el agua que mana de sus letras humedeces tu frente y te levantas.

                         con Fernando Pessoa
                          y Antonio Machado

                   (De Incendio mineral)

1.2.Fotos propias 3. Laura Makabresku

Tłum. Ada Trzeciakowska

***

 A co, jeśli jesteś nikim?
Spoglądasz w głąb siebie samego, a tam rozciąga się tylko niezmierzone pustkowie, gdzie nie posłyszysz nic, nawet wzburzonego oddechu w ogniu tego, czym byłeś.  Dokąd się udasz obciążony pustką?
Nie waży nic, to czego nie masz, ale lekkość nie jest ci dana, pustka ciągnie i wlecze cię ku sobie. Wyniszczyła całą florę, skończyła z bezwietrznymi dniami, zasobami wody i wróbli. W ogrodzeniach ugrzęzło wiele ptaków: jerzyków, kormoranów, rudzików. Stary albatros potrząsa głową, jakby zadławił się złym wierszem. Sprzeczają się między sobą o słoneczne łuski i wszystkie wiersze o słowikach czy gołębiach, które zdołały przetrawić. Prowadzą też dysputy z tymi, którzy zostali ukrzyżowani na tych palisadach, uwięzieni w długiej wędrówce głodu i wojny.
 A ty tymczasem tkwisz na swym pustkowiu.
Zaglądasz z obawą w czeluść ust i dostrzegasz jedynie czarne lustro, które zdaje się witać Cię od dołu. Także czyjaś ręka niewyraźna za tyloma przymkniętymi ekranami. Nie dobiega nic poza umiarkowanym zniechęceniem.
W oddali, być może woda prosi cię, byś otworzył drzwi do swego ciała. A może zadowolisz się tym pustkowiem? Byciem nieużytkiem, którego nie przystosują mrówki? Kamienistą ziemią, która uderza swoim pragnieniem?
 A co, jeśli wszyscy jesteśmy nikim? Pies-ptak, osoba-ptak, społeczeństwo i pobudzone pisklę – Co zrobisz w czasie przepływu taksonomii?
Kryje się tobie sto tysięcy znaków dziedzicznych słodko wiążących cię z innymi, trzy miliardy liter ludzkiego genomu, których nauczyłeś się bez wysiłku i wygwizdujesz z rozkoszą, gdy wstajesz, dwadzieścia cztery z dziewięćdziesięciu pierwiastków chemicznych, wszystkie walizki, które przepadły przed odprawą celną, noce Itaki i Charona.
W tobie – najodleglejsze drobiny gwiazd i innych krewnych, kamienie, ryby, odojcowskie imiona, wypłowiałe chorągwie i inne łachmany bólu. Nawet meteory oddające cześć światłu.
 Wszystkie one błogosławią cię i dopełniają.
 Błogosławią każdą strefę freatyczną wykarmioną twoją rozpaczą i radykalną miłością do tej dziwności, którą nazwali życiem, byciem żywym.
 Bo sam sobie nie wystarczasz.
 Nie wiesz, kim jesteś i nie ma to znaczenia.
 Nagle życie i ścięgna napierają. Nagle krwistoczerwone ziarenka światła wybuchają na zdrętwiałej powierzchni języka. Kilka szpaków toczy o nie spory i całuje cię swą drucianą piosenką.
Jak zatem można pozwolić, by dzień stał w sprzeczności? By ludzie byli upychani jak meble, podczas gdy stoły podróżują pierwszą klasą?
Dawno temu dostałeś w spadku skrzynię i krzesło z esparto, lecz dziś wszystko strawił ogień, nawet grzywkę, która splątała dni, i pokutę, i zapisaną ołówkiem stronę umowy o pracę, podczas gdy ludzie upchnięci jak meble istnieją, a ty nosisz ich w sobie, są twoim nazwiskiem. Wodą, która tryska z ich liter, zwilżasz sobie czoło i wstajesz.

z Fernando Pessoa
                          i Antonio Machado

                   (Z Incendio mineral)


(Fuente: Ada Lírica)

 

No hay comentarios:

Publicar un comentario