Analecta del reloj
X y XX
(…) Claro está
que la discontinuidad tiene la misma raíz que la esencia perfectible,
es solo el arco tenso. Es imposible representarse la corriente del
devenir que choca con la discontinuidad. La poiesis es la forma
o máscara de esa discontinuidad, es la única forma de provocar la
visibilidad de lo creativo. (…) Me parece feliz la frase de Valéry,
aristocracia discontinua, hablando de Mallarmé. Así como Platón no pudo
llegar en el Parménides a una definición de la unidad, podemos
seguir pensando en la continuidad misteriosa, casi diríamos
anteriormente resuelta de la poesía. Discontinuidad aparente; enlace
difícil de las imágenes. Continuidad de esencias; prolongación del
discurso y solución incomprensible de los enlaces, que nos hacen pensar
en que el papel en que se apoyan desaparecería, seguiría trazando los
signos en el aire, que de ese modo afirmaría su necesidad, su presencia
incontrovertible, ¿es entonces el papel una red?; pero añadamos ¿el
pensamiento pescado tiene que ser un pez muerto?
¿La poesía tiene que
ser discontinuidad o un ente? ¿Es lo más valioso de ella el momento en
que se verifica su ruptura? ¿Es posible una adaptación al no ser y
después constituirse en ente? Si acaso existiera una proliferación
incesante de lo discontinuo, no sabemos si tendríamos la suficiente
fuerza óptica y si ello pudiera nacer con una imantación coincidente. O
tal vez pudiéramos integrar un cuerpo de semejanzas cuando uno de sus
extremos se humedece en las desemejanzas más laboriosas. Por eso creemos
que algún día tendrá una justificación óntica el tamaño de un poema. Es
decir, el tiempo que resiste en palabras la fluencia de la poesía,
puede convertirse en una sustancia establecida entre dos desemejanzas,
entre dos paréntesis que comprenden a un ser sustantivo, que hace
visible en estática momentánea una terrible fluencia, limitada entre el
eco que se precisa y una coincidencia en el no ser, con los enemigos de
nuestro cuerpo y de nuestra conciencia, que están prestos a destruirse
en un ruido arenoso, pero que es la única nube que puede trasladar la
piedra del río al espejo asustado de nuestra conciencia, despertada en
el amanecer de lo desconocido incorporado como soplo.
Fotograma de Stromboli de Roberto Rossellini
Tłum. Rajmund Kalicki
Wazy orfickie
X i XX
(…) Oczywiście, że brak continuum,
nieciągłość, ma to samo źródło, co każda istota niedoskonała; jest
tylko napiętym łukiem. Nie sposób ukazać ciągłego strumienia przemijania
zderzającego się z nieciągłością. Poiesis jest formą lub maską owej nieciągłości, jest jedyną formą unaocznienia tego, co twórcze. (…) Nieciągła arystokracja,
określenie Paula Valéry’ego w odniesieniu do Mallarmégo wydaje mi się
nadzwyczaj trafne. Tak jak Platon nie był w stanie ogarnąć w Parmenidesie
pojęcia jedni, tak i my możemy tylko rozmyślać o tajemniczej, można by
rzec ustalonej uprzednio, ciągłości poezji. Pozorna nieciągłość; znojne
połączenia obrazów. Ciągłość prawd istotnych; trwałość myśli i niepojęte
rozwiązanie owych łączeń, które każą nam myśleć, że wspierający je
papier znika, że kreślą dziwne figury w powietrzu, aby w ten sposób dać
świadectwo swej niezbędności, dowód swego nieodwracalnego istnienia.
Czyżby papier był zatem siecią? I dodajmy: czy złowiona myśl musi być
śniętą rybą?
Czy poezja powinna być nieciągłością, czy też bytem? Czy
najcenniejsza jest w niej owa chwila, kiedy słowa się urywają? Czy
można przystosować się do niebytu, a potem stać się bytem? Gdyby
przypadkiem owa nieciągłość nieustannie się rozszerzała, nie wiemy
nawet, czy starczyłoby nam sil, żeby to dostrzec, i czy owo rozszerzanie
się nie przerodziłoby się we wzajemne przyciąganie. A może
potrafilibyśmy utworzyć z podobieństw ciało, którego jeden kraniec
nurzałby się jeszcze w mozolnych niepodobieństwach. Dlatego wierzymy, że
pewnego dnia rozmiar wiersza znajdzie swe ontyczne usprawiedliwienie.
Znaczy to, że czas, jaki poezja więzi w słowach, może przekształcić się w
materię wtłoczoną między dwa niepodobieństwa, dwie otchłanie
zawierające jakiś byt, który przez swój chwilowy bezruch unaocznia cały
ów okrutny strumień przemijania między echem i niebytem, wrogami naszego
ciała i naszej świadomości, łatwo zniszczalnymi w piaszczystym poszumie
– strumień, który jest zarazem jedyną siłą zdolną przynieść rzeczny
kamień przed wylęknione zwierciadło naszej świadomości, przebudzonej pod
tchnieniem nieznanego.
(Fuente: Ada Lírica)
No hay comentarios:
Publicar un comentario