viernes, 23 de julio de 2021

Wislawa Szymborska (Prowent, Poilonia, 1923-Cracovia, 2012)

 

 

Falta de atención




Ayer me porté mal en el cosmos.
Viví todo el día sin preguntar por nada,
sin sorprenderme de nada.

Realicé acciones cotidianas,
como si fuera lo único que tenía que hacer.

Aspirar, espirar, un paso tras otro, obligaciones,
pero sin pensamientos que fueran más allá
de salir de casa y volver a casa.

El mundo podría ser tenido por un mundo loco
y yo lo tuve para mi propio y trivial uso.

Ningún cómo, ningún por qué,
o de dónde ha salido éste,
o para qué quiere tantos impacientes detalles.

Fui como un clavo superficialmente clavado a la pared,
o
(aquí una comparación que no se me ha ocurrido).

Uno tras otro se fueron sucediendo cambios
incluso en el limitado campo de un abrir y cerrar de ojos.

En la mesa más joven, con una mano un día más joven
había pan de ayer cortado de forma distinta.

Las nubes como nunca y la lluvia como nunca,
porque era con otras gotas que llovía.

La Tierra giraba sobre su eje
pero en un espacio abandonado para siempre.

Duró sus buenas 24 horas.
1.440 minutos de ocasiones.
86.400 segundos que mirar.

El cósmico savoir-vivre
aunque calla sobre nuestro asunto,
exige, sin embargo, algo de nosotros:
una cierta atención, un par de frases de Pascal
y una sorprendente participación en este juego
de reglas desconocidas.

~
 
 

Reseña de un poema jamás escrito




En las palabras iniciales de la obra
la autora sostiene que la tierra es pequeña,
en cambio el cielo es grande hasta la exageración,
y en él hay, cito literalmente, «más estrellas de lo debido».

La descripción del cielo denota perplejidad,
la autora se pierde en espacios sobrecogedores,
la inercia de tanto planeta la impacta
y, acto seguido, en su mente (imprecisa, justo es decirlo)
comienza a formularse la pregunta:
¿estamos solos
bajo la capa del sol y de todos los soles del universo?

¡A pesar del cálculo de probabilidades!
Y de la convicción hoy universalmente compartida!
¡En contra de las irrefutables pruebas que de un momento a otro
caerán en poder del hombre! ¡Ay, la poesía!

Por de pronto nuestra vate vuelve a ser tierra,
planeta que puede «seguir su curso sin testigos»
la única «ciencia ficción que el cosmos puede permitirse».
La desesperación de Pascal (1623-1662, la nota es mía),
según la autora, no halla rival
en ninguna, digamos, Andrómeda ni Casiopea.
La exclusividad magnifica y obliga,
de ahí el problema acerca de cómo vivir, etcétera,
puesto que «el vacío no lo solucionará por nosotros».
«Dios mío», clama el hombre a Sí Mismo,
«ten piedad de mí, ilumíname»…

Atormenta a la autora la idea de una vida derrochada,
como si la vida contara con reservas sin fondo.
De las guerras, siempre —en su provocadora opinión—
derrotas de ambos bandos.
De la «brutestatalidad» (sic) de la gente para con la gente.
La obra exhala una intención moralista que
en pluma menos ingenua tal vez hubiera resultado luminosa.

Por desgracia, no es así. La tesis, tremendamente osada
(¿acaso estamos solos
bajo la capa del sol y de todos los soles del universo?),
está planteada con un estilo descuidado
(una mezcla de sublimidad y lenguaje cotidiano),
que abre un interrogante: ¿a quién convencerá?
A nadie, seguro. Con lo dicho basta.

***

Versiones de Abel Murcia y Gerardo Beltrán & Jerzy Sławomirski y Ana María Moix respectivamente.

/
 

Nieuwaga



Źle sprawowałam się wczoraj w kosmosie.
Przeżyłam całą dobę nie pytając o nic,
nie dziwiąc się niczemu.

Wykonywałam czynności codzienne,
jakby to było wszystko, co powinnam.

Wdech, wydech, krok za krokiem, obowiązki,
ale bez myśli sięgającej dalej
niż wyjście z domu i powrót do domu.

Świat mógł być odbierany jako świat szalony,
a ja brałam go tylko na zwykły użytek.

Żadnych – jak – i dlaczego –
i skąd się taki tu wziął –
i na co mu aż tyle ruchliwych szczegółów.

Byłam jak gwóźdź zbyt płytko wbity w ścianę
albo
(tu porównanie, którego mi brakło).

Jedna za drugą zachodziły zmiany
nawet w ograniczonym polu okamgnienia.

Przy stole młodszym, ręką o dzień młodszą
był chleb wczorajszy inaczej krajany.

Chmury jak nigdy i deszcz był jak nigdy,
bo padał przecież innymi kroplami.

Ziemia się obróciła wokół swojej osi,
ale już w opuszczonej na zawsze przestrzeni.

Trwało to dobre 24 godziny.
1440 minut okazji.
86 400 sekund do wglądu.

Kosmiczny savoir-vivre
choć milczy na nasz temat,
to jednak czegoś od nas się domaga:
trochę uwagi, kilku zdań z Pascala
i zdumionego udziału w tej grze
o regułach nieznanych.

~
 

Recenzja z nienapisanego wiersza


W pierw­szych sło­wach utwo­ru
au­tor­ka stwier­dza, ze Zie­mia jest mała,
nie­bo na­to­miast duże do prze­sa­dy,
a gwiazd, cy­tu­ję: „wię­cej w nim niż trze­ba”.

W opi­sie nie­ba czuć pew­ną bez­rad­ność,
au­tor­ka gubi się w strasz­nym prze­stwo­rze,
ude­rza ją mar­two­ta wie­lu pla­net
i wkrót­ce w jej umy­śle (do­daj­my: nie­ści­słym)
za­czy­na ro­dzić się py­ta­nie,
czy aby jed­nak nie je­ste­śmy sami
pod słoń­cem, pod wszyst­ki­mi na świe­cie słoń­ca­mi?

Na prze­kór ra­chun­ko­wi praw­do­po­do­bień­stwa!
I po­wszech­ne­mu dzi­siaj prze­ko­na­niu!
Wbrew nie­zbi­tym do­wo­dom, któ­re lada dzień
mogą wpaść w ludz­kie ręce! Ach, po­ezja.

Tym­cza­sem na­sza wieszcz­ka po­wra­ca na Zie­mię,
pla­ne­tę, któ­ra może „to­czy się bez świad­ków”,
je­dy­ną „scien­ce fic­tion, na jaką stać ko­smos”.
Roz­pacz Pas­ca­la (1623-1662, przyp. nasz)
wy­da­je się au­tor­ce nie mieć kon­ku­ren­cji
na żad­nej An­dro­me­dzie ani Ka­sjo­pei.
Wy­łącz­ność wy­ol­brzy­mia i zo­bo­wią­zu­je,
wy­ła­nia się więc pro­blem jak żyć et ce­te­ra,
al­bo­wiem „pust­ka tego za nas nie roz­strzy­gnie”.
„Mój Boże, woła czło­wiek do Sa­me­go Sie­bie,
uli­tuj się nade mną, oświeć mnie”...

Au­tor­kę gnę­bi myśl o ży­ciu trwo­nio­nym tak lek­ko,
jak­by go było w za­pa­sie bez dna.
O woj­nach, któ­re ‒ jej prze­kor­nym zda­niem ‒
prze­gry­wa­ne są za­wsze po oby­dwu stro­nach.
O „pań­stwie­niu się” (sic!) lu­dzi nad ludź­mi.
Przez utwór prze­świ­tu­je in­ten­cja mo­ral­na.
Pod mniej na­iw­nym pió­rem roz­bły­sła­by może.

Nie­ste­ty, cóż. Ta z grun­tu ry­zy­kow­na teza
(czy aby jed­nak nie je­ste­śmy sami
pod słoń­cem, pod wszyst­ki­mi na świe­cie słoń­ca­mi)
i roz­wi­nię­cie jej w nie­fra­so­bli­wym sty­lu
(mie­sza­ni­na wznio­sło­ści z mową po­spo­li­tą)
spra­wia­ją, że któż temu wia­rę da?
Z pew­no­ścią nikt. No wła­śnie.
 
***
 
 
(Fuente: La comparecencia infinita)

 

No hay comentarios:

Publicar un comentario