El río
Soy joven, más de medio siglo,
pesco con palo en el canal del molino.
Pero me inclino demasiado y, tras vacilar un instante,
floto y gorgoteo como botella vacía arrojada al agua.
Ese breve viaje lo interrumpe mi madre quien, gritando
del horror me arrastra a la orilla.
Luego despierto en casa y con cuidado me palpo.
Existo: encuentro un trozo de líber de sauce
pegado firmemente a mi piel.
¿Quién soy? ¿Quién seré cuando me deshaga de él?
¿Quién se ahoga y duerme? ¿Quién muere y despierta?
¿Quién ve o quién desespera?
Yazco renacido entre sábanas almidonadas y palpo
pasado y futuro, cautivos en un seco trozo de corteza.
Por primera vez descubro el interrumpido pulso
de mi oscuridad interna y noto el dulce sabor
del universo.
Rzeka
Jestem młodszy o ponad pół wieku
łowię patykiem ryby w młynówce.
Jednak zanadto się przechylam i po chwili chybocąc się
Płynę i bulgocę jak wrzucona do wody pusta butelka.
Tę krótką podróź przerywa mama która krzycząc z przerażenia
wyciąga mnie na brzeg.
Budzę się później w domu i ostrożnie dotykam siebie.
Istnieję –znajduję kawałek wierzbowego łyka
przylepiony mocno do skóry.
Kim jestem czy kim się staje gdy go odlepiam?
Tym który tonie i który śpi? Tym który umiera i budzi się?
Tym który widzi i tym który rozpacza?
Leżę nowonarodzony w nakrochmalonej pościeli i dotykam
Zamkniętej w suchym kawałku kory przeszłości i przyszłości.
Po raz pierwszy odkrywam urwany puls wewnętrznej
Ciemności i czuję słodki smak
wszechświata.
Deseo
El día toca a su fin. En el jardín arranco, congelados,
retoños de hortensias que mi mujer arroja al fuego.
Un sol bajo atraviesa el humo ácido y espera
a que todo lo narre.
La tierra abraza al fuego y discurre por el cosmos.
Se hielan y secan los mares; los bosques se tornan
carbón y ámbar. Rostros fríos de ónice y cuarzo
yacen, dispuestos para el sueño.
Entrelazados, aires de sal, una rosa rugosa
y el frescor de unas manos.
La cara violeta de la luz se inflama
y extingue.
Un mirlo se manifiesta desde el más allá.
Ya nada. (No te vuelvas).
Pragnienie
Chyli się dzień. W ogrodzie wyłamują
przemarznięte pędy żylistka a żona wrzuca je do
ognia.
Niskie słońce przenika kwaśny dym i
czeka aż wszystko opowiem.
Ziemia obejmuje ogień i płynie przez kosmos.
Zamarzają i wysychają morza lasy przeistaczają się
w bursztyn i węgiel. Zimne twarzy z onyksu i
kwarcu układają się do snu.
Splatają się: słone powietrze szorstka
rosa i chłodne dłonie.
Purpurowa strona światła rozpala
się i gaśnie.
Kos odzywa się z innego
świata. Już nic. (Nie odwracaj
się)
Toscana indicazione geografica tipica
Aldeas y fincas dispersas como gorras pasadas
de moda, que se esparcen por las cimas de las colinas.
¿Fue la austeridad campesina por cultivar la tierra en valles
la que determinó la ubicación? ¿El miedo a un invasor anónimo o al agua
despiadada y dominante? ¿El deseo de dormir más cerca de Dios
por la noche, o el orgullo montañés y el gusto por los sabores
intensos (del aire, el amor, la albahaca y el romero)?
Tras las veladas contraventanas, Rivalto y la tierra entera
se secan bajo el bochorno como una aceituna clavada en un alfiler o nube amarga.
Cerros color almendra y canela, y sobre ellos, inmóviles
velas de escarpadas terrazas, relucientes como por Navidad.
Aquí los únicos residentes son la paciente arenisca, el sol
brumoso y los espíritus de los gatos. Las vides se arraigan
en las profundidades de la tierra, arrastrando las voces de cigarras,
las piedras rosas y las resinosas cuerdas de pino, llenas de melancólicas
melodías. Antes de que te duermas, creerás en el amor verdadero,
rozando la plateada capa de su senda de frutas y pan.
Después el día, la luz del rojo y el negro, esa luz como el humo del aceite más denso...
Reflejándose en el ojo de una lagartija un violín, una viola, una pandereta
el infinito entero y una violenta e incontenible
alegría. Tiene un sabor húmedo y verde y una tranquilizadora superficie
lisa como el hielo. Suavemente nos incita a despertar temprano,
antes que los demás y, sin despedirnos de nadie, partir.
No dejar nada, tan solo el sabor a viento y mar
de una conversación interrumpida. Después, cultivar
en ti los ardientes colores del tacto y la pasión del olvido.
Y no volver jamás. Existir
en las alas de un tordo.
Toscana indicazione geografica tipica
Miasteczka i pojedyncze domostwa jak niemodne wypłowiałe
czapki rozrzucone na szczytach wzgórz.
O wyborze miejsca decydowała chłopska oszczędność
ziemi uprawianej w dolinach? Strach przed łupieżcą lub bezlitośną
zaborczą wodą? Pragnienie układanie się do snu bliżej Boga
czy góralska hardość i zamiłowanie do ostrzejszych smaków
-- powietrza miłości bazylii i rozmarynu?
Za zamkniętymi okiennicami Rivalto i reszta ziemi
schnie w upale jak nakłuta na szpilkę oliwka lub gorzki obłok.
Pagórki koloru migdałów i cynamonu a na nich nieruchome
żagle skalnych tarasów wysprzątane jak przed Świętami.
Stale rezyduje tutaj tylko wytrwały piaskowiec zagubione
słońce i duchy kotów. Korzenie winorośli odchodząc w głąb
ziemi zabrały ze sobą głosy cykad różowych
kamyków i żywiczne struny pinii pełne tęsknych
melodii. Zanim uśniesz uwierzysz w spełnioną miłość
i dotkniesz srebrnego nalotu na jej ścieżce owocach i chlebie.
Potem dzień światło czerni i czerwieni światło gęstej jak dym oliwy.
W oku jaszczurki odbijają się skrzypce tamburyn viola
wypełniona nieskończonność i gwałtowna niepowstrzymana
radość. Ma wilgotny zielony smak i gładką jak lód
kojącą powierzchnię. Łagodnie kusi by rankiem wstać
wcześniej niż inni nie żegnać się z nikim i odejść.
Nie zostawiać niczego jedynie wietrzny morski smak
niedokończonej rozmowy. Później pielęgnować w sobie
ogniste kolory dotknięć i namiętność zapomnienia.
Już nigdy nie powrócić. Istnieć
w skrzydłach drozda.
Cantus
Las estaciones. Transparentes, largo inviernos sin fin
dulce-salados nutriéndose de sangre joven, iluminadas y deslumbrantes
veladas de junio, olor a panecillos rociados con semillas de amapola
en la panadería de Kocmyrzowska, la policromía angelical de esa voz
que llegaba desde el otro lado de la pared al cuarto infantil.
Día tras día, rotan sutiles los planetas
del destino.
En lo más profundo habita el silencio.
Ahora sé que ella encerraba dentro de él
dolor. Un silencio perturbadoramente ajeno,
verdes ojos rasgados y los pómulos caídos,
perdiéndose por un rostro que los años redondean.
Podría ser el eco de las severas estepas que recorren
su sangre y las caras planas e inescrutables de los prisioneros
tártaros, asentados extramuros en Częstochowa durante el siglo XIV.
Su pelo castaño, que formaba rizos, se alisó al salir
las primeras canas y cuando yo crecí.
En sus cuadernos escolares apuntaba decenas de citas
como para ahuyentar a la traición de lo vulgar,
creando a su alrededor un velo tejido con retazos de mapas
del viaje prometido.
¿Acaso buscaba con estas palabras su otro yo,
el más auténtico? ¿O, al contrario, completamente inmersa en sí misma
saboreaba la fuerza de la asombrosa belleza de los deseos
humanos?
¿Acaso estos cuadernos de retícula, llenos de palabras
escritas con una letra recta y decidida, encerraban
un indescriptible fracaso?
A finales de los años 70 del siglo XX, les habló a su marido e hijos
con una sonrisa (cuya huella desapareció veloz) de su admiración
hacia los hombres que no conocía: Karol Wojtyła
y Andrzej Łapicki. Yo ya no era ningún niño;
¿cómo no la entendí?
Nuestra Señora de Częstochowa (pasó sus años jóvenes
con ella en Jasna Góra) era, con toda probabilidad, su tía,
o junto a la abuela Bronia, su pariente favorita.
Pobreza, un padre moribundo de cáncer, guerra y la ocupación alemana.
Al final se filtraron por sus manos agrietadas
las decenas de años de humillación anestésica con las que el imperio
cuyo nombre no vale la pena recordar servía pródigo a los conquistados.
El tiempo maduró y los planetas, de forma imperceptible, experimentaron
la inutilidad de las cosas.
Miro sus pertenencias, pequeños objetos
meticulosamente descritos en notas manuscritas: una medallita
un collar un broche un librito de Tomás de Kempis.
¿Fue su ternura y devoción los que abrumaron en mí la impaciencia
y un orgullo tenaz?
Hablar y ser
comprendido.
Pero si ya solo hablo contigo,
Mamá.
¿Qué puedo contar del mundo si no desempeño
ni el más nimio papel
en tus sueños infantiles, ni comparto tus tres años
de amor por una muñeca de plástico cracoviana, ni la angustia a los diecisiete
ante los recién llegados inquilinos del ejército rojo?
No te prendo del cabello una rosa blanca para que puedas en 1950
darle el sí
a un repatriado de los boscosos Urales.
Cumplo mi destino,
aunque ya no estemos mutuamente
predestinados.
Cantus
Sezony. Przeźroczyste słodko-słone od młodej krwi
Trwające bez końca zimy i rozświetlone oszałamiające
czerwcowe wieczory zapach posypanych makiem bułek
z piekarni na Kocmyrzowskiej anielska polichromia głosu
dochodzącego zza ściany dziecinnego pokoju.
Dzień po dniu lekko obracające się planety
losu.
Najgłębiej tkwi milczenie.
Teraz wiem, że zamykała w nim
ból. Ta niepokojąco obca cisza
zielone skośne oczy i kości policzkowe
ginące w zaokrąglającej się z latami twarzy
mogły być echem surowych stepów wędrujących
przez jej krew i płaskie nieodgadnione twarze tatarskich
jeńców osiedlonych w podgroziu Częstochowy w XIV wieku.
Jej układające się w loki brązowe włosy wyprostowały się
gdy zaczęły siwieć i gdy ja dorosłem.
W szkolnych zeszytach zapisywała dzięsiątki cytatów
jakby chciała odgrodzić się od pośpolitości
utworzyć wokół sobie welon utkany ze skrawków mapy
obiecanej podróży.
Czy szukała w tych słowach siebie innej
prawdziwszej? Czy przeciwnie zanurzona bez reszty w sobie
smakowała siłę zadziwiającej urody ludzkich
pragnień?
Czy w tych zeszytach w kratce pełnych słów
zapisanych równym zdecydowanym pismem zamknięte było
niewysłowione niespełnienie?
W końcu lat 70. XX wieku swoim synom i mężowi powiedziała
z uśmiechem (którego ślad szybko zginął) o swoim podziwie
dla dwóch obcych mężczyzn: Karola Wojtyły
i Andrzeja Łapickiego. Nie byłem już dzieckiem;
Nie rozumiałem?
Matka Boska Częstochowska (spędziła z nią młode lata
pod Jasną Górą) była najprawdopodobniej jej stryjenką
lub obok Babci Broni ukochaną ciotką.
Bieda umierający na raka ojciec wojna i niemiecka okupacja.
Wreszcie prezesypujące się przez spierzchnięte dłonie
dziesiątki lat znieczulającego upokorzenia którym imperium
o nazwie nie wartej zapamiętania sowicie raczyło podbitych.
Dojrzał czas i planety nieżauważalnie otarły się
o marność rzeczy.
Patrzę na należące do niej drobne przedmioty
skrupulatnie opisane odręcznymi uwagami – medalik
korale broszka książeczka Tomasza z Kempis.
Czy to jej czułość i oddanie zrodziły we mnie niecierpliwość
i nieustępliwą dumę?
Mówić i być
rozumianym.
Przecież rozmawiam już tylko z Tobą
Mamo.
Co mogę opowiedzieć o świecie jeśli nie gram
nawet najmniejszej roli
w Twoich dziecięcych snach nie dzielę Twojej trzyletniej
miłości do plastikowej lalki krakowianki i lęku siedemnastolatki
przed przybyłymi na kwaterę krasnoarmiejcami.
Nie wpinam Ci we włosy białej róży byś mogła w 1950 roku
powiedzieć tak
repatriantowi z uralskich lasów.
Wypełniam swój los
choć nie jesteśmy już sobie
przeznaczeni.
Trad. del polaco Amelia Serraller
(Fuente: OJOXOJO)
No hay comentarios:
Publicar un comentario