Biosistema
No te asomes
a la ventana,
que no hay nada en esta casa.
Asómate a mi alma.
Miguel Hernández
Poeta,
asómate a mi alma pedías.
Mira. Allí, en el vértigo
espumoso
gira un rascacielos,
Manhattan mengua,
cual un tallo inofensivo.
Nacárea
desciendo
en el azul
pensante
-tu Solaris.
Que ardan de malva y violeta
mis púas de erizo oriental,
que rasquen tu tristeza coralina.
Ciega he de tocar y negar
tus fosas abismales.
La lengua siempre se hunde en la sal ajena.
Y yo revisto, revisto
a tientas,
tus nidos submarinos
con el musgo de mis bosques y humedales,
incapaz de penetrar pura
en tu biosistema.
~
Crisantemos azules
Me mira desde el lago
con sus ojos de pájaro.
Día tras día
me sustrae
a mordiscos
como el lobo su luna de cumpleaños.
Su aterciopelado aliento
me confiere vista en profundidad:
los lirios huelen a tu madre,
el abrigo solar tiene forro de musgo,
el musgo está forrado con cuerpos de hormigas,
mientras a ti te siguen cayendo
crisantemos azules de la boca.
Me desasgo de la vida
entre escamas de la piel
-en tu boca llena de flores duerme
la centésima parte de mi pómulo
(me alegré de verte
como si hubieras regresado del frente,
y mientras estabas callando
con el humo y los gatos)-.
Me preocupa, amor mío, que
te impregnes de tierra como yo,
desde que entendí que el sol
vomitaba nubes rosas al amanecer.
Bilingüe por la autora
Ada Lírica
/
Biosystemy
Nie zaglądaj
przez okno,
bo nie ma nic w tym domu.
Zajrzyj do duszy mojej.
Miguel Hernández
Poeto,
chciałeś żebym zajrzała do twojej duszy.
Spójrz tylko!
Tam, w spienionym
zawrocie głowy
wiruje drapacz chmur,
Manthatan kurczy się,
jest jak bezbronne źdźbło trawy.
Perłowa
opadam
w myślący
twój błękit-
Solaris.
Niech spłoną malwami i fioletem
moje kolce wschodniego jeża,
niech podrapią twój smutek koralowy.
Ślepa muszę dotykać i wypierać
twoje dna i przepaście.
Język zawsze tonie w obcej soli.
A ja wyścielam, wyścielam
po omacku,
twoje podwodne gniazdo
mchem z moich lasów i bagien,
niezdolna by zagłębić się nieskażona
w twoją biosferę.
~
Niebieskie chryzantemy
Patrzy na mnie z jeziora
szklanymi oczyma ptaków.
Nie zabiera nagle,
po trochu
się skrada,
wykrada mnie
jak wilk urodzinowy księżyc.
Aksamitny oddech
nadaje mi głębię widzenia:
irysy pachną twoją matką,
płaszcz słońca podszyty jest mchem,
a mech ciałami mrówek,
a tobie wciąż lecą z ust
niebieskie chryzantemy.
Gubię życie codziennie
płatkami skóry odchodzi,
-w twoich ustach pełnych kwiatów
śpi setna część policzka
(ucieszyłam się
jakbyś wracał z wojny
a ty tylko milczałeś
z kotami i dymem)-.
Martwię się, miły mój,
że przesiąkasz ziemią jak ja,
od kiedy zrozumiałam, że słońce
wymiotuje różowymi chmurami o świcie.
(Fuente: La comparecencia infinita)
No hay comentarios:
Publicar un comentario